Tego, że bez wody nie ma życia, uczą nas już w szkole. Że trzeba ją oszczędzać, zakręcać kran
w trakcie mycia zębów, korzystać ze zmywarki, brać prysznic zamiast kąpieli. Ale nikt nie uczy nas
o tym, że wyprodukowanie paczki chipsów pochłania średnio 185 litrów wody, kilograma wołowiny 15 000 litrów, jednej bluzki 2700 litrów, dżinsów 8 000 litrów, samochodu 379 000 litrów. Przy czym przeciętny człowiek wypija średnio 52 416 litrów wody przez całe swoje życie. Robi wrażenie? Okazuje się, że więcej wody zjadamy i zużywamy pośrednio, kupując ubrania oraz inne przedmioty użytku codziennego, niż wypijamy.
Woda zajmuje 71% powierzchni Ziemi, jednak z całego potencjału wody na świecie, tej słodkiej mamy jedynie 2,5%, z czego większość znajduje się w lodowcach. Od kilkudziesięciu lat te zasoby się kurczą, a w ciągu ostatnich 50 lat zapotrzebowanie na wodę pitną wzrosło trzykrotnie. Miliony ludzi na całym świecie są pozbawione dostępu do czystej, słodkiej wody, a do 2050 roku liczba ta może sięgnąć 5 miliardów. Szacuje się, że w Polsce poważne problemy z dostępem do życiodajnego płynu zaczną się w 2070 roku, czyli doświadczy ich część z nas lub nasze dzieci. Nie jest to zatem odległa, zaledwie majacząca na horyzoncie przyszłość. Nasilenie migracji, globalny kryzys, wojny
o wodę to przerażający i coraz bardziej urzeczywistniający się scenariusz. Mówią o nim od kilkunastu lat ogólnoświatowe organizacje takie jak ONZ, UNICEF, UNESCO, WWF, ale karawana idzie dalej. Przemysł, hodowla zwierząt, uprawy – wszystkiego produkujemy coraz więcej, rośnie konsumpcjonizm, nasze potrzeby, nasze możliwości. Kto na co dzień myśli o tym, że bez picia przeżyje 3 dni? I że niebawem myśleć o tym będzie musiał?
Czekolada (17 196l/kg), ser (3 178l/kg), hamburger (2 400l), kartka papieru (7l), rolka papieru toaletowego (140l), kurtka zimowa (68 000l). Ile wody kryje się w naszych szafach? Ile w książkach, autach, przepełnionych lodówkach? Ile wyrzucamy, czy raczej wylewamy do śmieci? Kiedy widzi się te liczby i czyta o kolejnej suszy, o postępujących spadkach poziomów wód gruntowych,
o przerwach w dostawie wody, np. w Skierniewicach, Łańcucie – kupowanie kolejnej pary butów nie wydaje się już tak niezbędne. Tylko ilu ludzi o tym czyta, ilu rozumie? Na pewno zbyt mało.
A niestety, jeśli nie zmniejszymy popytu, nie zmniejszy się też podaż. Nie ma co liczyć na cud, na to że w biznesie nie chodzi przede wszystkim o pieniądze. Dopóki my, jako konsumenci, nie okażemy woli, aby przerwać to błędne koło, dopóty producenci będą starali się odpowiadać na nasze wygórowane potrzeby, a szansa na uniknięcie potężnego kryzysu wodnego odpłynie w siną dal. Dlatego warto przemyśleć nasze codzienne wybory; zmienić dietę na zdrowszą (np. mięso powinno się jeść 2-3 razy w tygodniu) i nie objadać się, nie zaśmiecać żołądka słodyczami i fast foodami, zastanowić się, czy nie wystarczy nam jeden samochód na gospodarstwo domowe, czy na pewno potrzebujemy 10 par spodni i 6 par butów, rzeczy, które nam się już nie podobają, przekazać komuś innemu, wymieniać się, korzystać z bibliotek, z wypożyczalni różnorakiego sprzętu, kupować rzeczy używane, w ogóle mniej kupować.
W całej Polsce mamy ok. 100 zbiorników retencyjnych. Dla porównania np. w Hiszpanii są ich prawie 2 000. Zamiast odzyskiwać wodę z deszczówki, renaturyzować bagna i rzeki, wycinamy lasy
i betonujemy miasta. U nas na jednego mieszkańca przypada rocznie około 1,8 tys. m³ wody,
a w praktycznie corocznych okresach suszy jej ilość spada nawet do 1,1 tys. m³. W Europie średnia jest znacznie wyższa i wynosi ok. 5 tys. m³ na osobę. Niepokojące dane, zwłaszcza że według definicji przyjętej przez ONZ granicą tak zwanego „stresu wodnego”, czyli zagrożenia niedoborem wody, jest próg 1,7 tys. m³ na osobę. Polska jest jednym z państw najbardziej zagrożonych kryzysem wodnym. I nie zmieni tego jedna wilgotna jesień i zima, ani chwilowy wzrost poziomu wody w rzekach, który obecnie obserwujemy. Brakuje polityki ukierunkowanej na działania poprawiające zatrzymywanie wody w krajobrazie, budowania świadomości, edukacji, a czas płynie nieubłaganie. Czy jesteśmy aż takimi fanami Diuny, że chcemy obudzić się któregoś dnia w świecie, w którym odzyskiwanie wody ze zmarłych będzie koniecznością? Ile wody upłynie zanim zaczniemy coś naprawdę robić?
Niemal bezśnieżne zimy powodują, że wiosną odpływ z wód roztopowych jest zbyt słaby, świerki wymierają i wycofują się coraz bardziej na północ, masowo giną też sosny. Takich przykładów można by podać o wiele więcej – temat rzeka. Świat przyrody daje znać o nadchodzącej katastrofie, do której przybliża nas, w tempie szybszym niż zdajemy sobie sprawę, bagatelizowanie analiz ekspertów, statystyk, twardych danych. Potrzebujemy kubła zimnej wody i działania,
a odpowiedzialność spoczywa na każdym z nas.
Autorka: Małgorzata Zając-Karczmarczyk, Stowarzyszenie Adelfi
Projekt „Edukacja w Łączniku” współfinansowany jest ze środków Narodowego Instytutu Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego w ramach Rządowego Programu Fundusz Inicjatyw Obywatelskich NOWEFIO na lata 2021-2030.